Odliczamy!

środa, 27 marca 2013

Mam 23 lata i siedmioro dzieci. Ósme w drodze.

Dzieci są oczywiście adoptowane. Duchowo adoptowane. :)

Już ósmy rok z kolei podejmuję dzieło duchowej adopcji. Chodzi o codzienną modlitwę dziesiątkiem różańca przez 9 miesięcy w intencji poczętego dziecka, któremu grozi aborcja oraz jego rodziców - o miłość i odwagę, aby pozostawili je przy życiu. Te dzieci są tylko Panu Bogu znane, być może poczęły się już dawno, albo dopiero się poczną - nieważne, dla Boga nie ma czasu w naszym rozumieniu. Wierzę mocno, że moja modlitwa przyczyniła się w jakiś sposób do ocalenia kilku maluszków. Wierzę, że teraz żyją i mogą doświadczać na świecie miłości. Wierzę, że kiedyś, w niebie, poznam je i wspólnie ucieszymy się mocą łaski Bożej, dla której nie ma granic.

Co roku uroczyście podejmuje się dzieło duchowej adopcji w święto Zwiastowania - wtedy Maryja poczęła Jezusa. 9 miesięcy modlitwy ma wówczas piękny symboliczny wymiar - kończy się ona w dniu Bożego Narodzenia. Razem z Jezuskiem rodzi się Nowe Życie. Ocalone Życie... Ale można tę modlitwę podjąć także w dowolnym dniu. Bardzo zachęcam. To tylko 3-4 minuty dziennie, tyle mniej więcej trwa odmówienie dziesiątka różańca i specjalnej modlitwy w tej intencji (bardzo łatwo można ją znaleźć w Internecie). Kilka minut dziennie, które mogą ocalić czyjeś bezbronne i zupełnie niewinne życie...


7 komentarzy:

  1. Przepraszam Cię, ale jaka jest korelacja między Twoimi modlitwami, a ''ocaleniem'' płodu ''skazanego na zagładę''?

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka sama jak w każdej innej modlitwie. Jedni modlą się o zdrowie, inni o pozytywne zdanie egzaminu, jeszcze inni o szczęśliwą podróż. Ja modlę się za to dziecko, którego rodzice nie chcą, o to, by zdołali je pokochać i mieli odwagę je przyjąć, pozwolić mu się urodzić. Po prostu wierzę, że moja modlitwa, pewna ofiara i wyrzeczenie w jakiś sposób się do tego przyczyni.

    OdpowiedzUsuń
  3. A nie uważasz, że modlitwa to niejako pójście na łatwiznę?

    Może zapytam zaczepnie, ale czy poza modlitwą robisz coś w kierunku działania ''na korzyść'' tych ''dzieci''?

    Czy działasz w telefonie zaufanie do którego dzwonią kobiety, które są niepewne co do przyszłości płodu rozwijającego się w ich łonie?

    Czy jesteś wolontariuszką w Domu Dziecka/Pogotowiu Opiekuńczym czy Domu Samotnej Matki i RZECZYWIŚCIE robisz cokolwiek pozytywnego dla tych dzieci, które narodziły się dzięki Twoim modlitwom, ale niestety fizycznie są poza systemem ze względu na ''kochających rodziców''?

    Czy organizujesz zbiórki rzeczy potrzebnych takim matkom, które oprócz twojej modlitwy nie mają niczego dla swojego przyszłego dziecka?

    Czy oddajesz jakikolwiek procent swoich dochodów na organizacje czy fundacje zajmujące się samotnymi matkami czy rodzicami żyjącymi w ubóstwie?

    O jakim wyrzeczeniu i ofierze mówisz?
    Że poświęcisz 4 minuty na modlitwę, żeby mieć czyste sumienie?

    (właśnie za taką hipokryzję ''kocham'' katolików)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Modlitwa nigdy nie jest pójściem na łatwiznę. Zawsze jest inspiracją do wyciągania konstruktywnych wniosków. Choćby i tych, które prowadzą do konkretnych działań. Na skalę naszych możliwości.

      Usuń
  4. Mówiąc o ofierze i wyrzeczeniu, miałam na myśli inne formy życia duchowego, które można w danej intencji ofiarować, np. post, zmaganie z bólem fizycznym, jakąś trudność czy przyjętą Komunię św. To powszechna praktyka w Kościele, często zalecana przez spowiedników i kierowników duchowych. Tym też można wiele zdziałać i "wyprosić" wiele dobrego.
    To trochę przykre, że tak bezpodstawnie posądzasz mnie o hipokryzję. Moja modlitwa w tej intencji nie jest pójściem na łatwiznę, ani uciszaniem sumienia, ale jednym ze sposobów zaangażowania w tę sprawę. Czasem jedynym, gdy w danym momencie nie można inaczej zadziałać. Na miarę swoich możliwości staram się pomagać też na inne sposoby, jednak zdaję sobie sprawę z tego, że to kropla w morzu. Dlatego uważam, że lepiej jest zrobić cokolwiek, niż zupełnie nic.
    Poza tym ten post miał być pewnym świadectwem i inspiracją do refleksji nad duchową adopcją, a nie przeglądem działań na rzecz dzieci potrzebujących.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ado, ja dopiero zobaczyłam ten Twój wpis (wyróżniło mi go pod najnowszym). Nie trać nigdy wiary. Ja niejednokrotnie myślałam o duchowej adopcji, jednak... boję się. Boję się, że któregoś dnia zapomnę odmówić tej modlitwy lub będę tak zmęczona, że zasnę w trakcie. Boję się, że nie starczy mi wytrwałości. Boję się tak bardzo, bo wierzę, że właśnie taka modlitwa naprawdę może zdziałać cuda i nie można przecenić jej mocy. Podziwiam Cię za wytrwałość i mam nadzieję, że choć raz w życiu uda mi się podjąć to wyzwanie.
      Bardzo mocno całuję i dziękuję Ci za to co robisz.

      Usuń
    2. Wiesz, przez te wszystkie lata nieraz zdarzyło mi się zapomnieć, albo usnąć w trakcie modlitwy za "dzidziusia-adoptusia" - ale to jeszcze nie koniec świata. Gdy się już tak zdarzy, trzeba po prostu przedłużyć tę modlitwę o tyle dni, ile się zapomniało/zaniedbało podczas tych 9 miesięcy (najlepiej sobie gdzieś zaznaczyć czy zapisać, ile było takich dni "zapomnianych"). Spokojnie, dla Boga nie jest ważny czas, ale chęć pomocy i otwarte serce. :)

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...