Odliczamy!

piątek, 31 maja 2013

Jakie jest nasze narzeczeństwo?

W ostatnich dniach kilka osób trafiło do nas, wpisując w wyszukiwarce takie frazy jak: "piękne narzeczeństwo" czy "jak przeżyć ciekawe narzeczeństwo". Troszkę nie dowierzaliśmy. :) Z jednej strony bardzo nas to cieszy. Swoją drogą, ciekawe, czy osoby wyszukujące informacji o tym, jak przeżyć ciekawe narzeczeństwo, skorzystały z w jakiś sposób z tego miejsca, czy też były rozczarowane...? Z drugiej strony, nie spodziewaliśmy się, że ktoś nas może tak odbierać, bo tak obiektywnie patrząc, to możemy się wydawać strasznie nudni jako narzeczeni. Nie włóczymy się z imprezy na imprezę, nie zdobywamy doświadczeń łóżkowych, nie szalejemy w zrywach ostatnich chwil panieństwa/kawalerstwa, nie zwiedzamy turystycznych kurortów, nie planujemy hucznego wesela na 300 osób z udziałem celebrytów... :) Więc chyba tak niespecjalnie ciekawym narzeczeństwem jesteśmy. :)

Jednak była to też inspiracja do refleksji. Jakie jest nasze narzeczeństwo? Może jest ciekawe, tylko w inny sposób? Czy jest piękne?

Od początku naszego narzeczeństwa towarzyszy mi myśl, że jest ono przede wszystkim wyjątkowe. Nie ma drugiej takiej pary, jak my - z takimi przeżyciami, doświadczeniami, cechami osobowości, wartościami... Po prostu nie ma. Ale z tego powodu w zasadzie każde narzeczeństwo, tak jak każdą inną relację można uznać za wyjątkową. Zatem nasze narzeczeństwo jest nie tylko wyjątkowe, ale sądzę, że również nietypowe. To była główna myśl przyświecająca tworzeniu tego bloga - nie jesteśmy przeciętni i typowi, jesteśmy w mniejszości! Swoją miłość budujemy na tym, co dzisiaj jest niemodne, staroświeckie, "nieżyciowe", nienowoczesne - na relacji z Bogiem, na wartościach chrześcijańskich, na poznawaniu i kształtowaniu swoich osobowości, a nie na bliskości fizycznej. Niewiele osób dzisiaj wybiera taką drogę, można powiedzieć, że idziemy pod prąd. Wiążą się z tym różne wyzwania, trudności, doświadczenia i przeżycia zupełnie inne od tych, które przeżywają pary idące "z prądem". Dlatego to, co przeżywamy jako narzeczeni jest z pewnością nietypowe. Mając na uwadze tę nieprzeciętność, myślę, że nasze narzeczeństwo można uznać za ciekawe. Pewnie jest wiele osób, którym nawet do głowy nie przychodzi, że można przeżywać narzeczeństwo tak jak my - modlić się wspólnie, rozmawiać o rozwijaniu swojej relacji, bronić tradycyjnych wartości, zachowywać czystość przedmałżeńską, a przy tym być pogodnymi, pełnymi poczucia humoru osobami, które są do szaleństwa w sobie zakochane i w dodatku prowadzą prężnie rozwijającego się bloga! Ludzie, którym dotąd nie przyszłoby to do głowy, chociaż nie bardzo rozumieją, o co chodzi, potakują z niedowierzaniem, przyznając: "to ciekawe".

Wreszcie zupełnie subiektywnie muszę przyznać: nasze narzeczeństwo jest piękne. Albo raczej przepiękne! Nigdy, w najśmielszych oczekiwaniach nie sądziłam, że ten czas może być tak wspaniały, radosny, bogaty w przeżycia, owocny i intensywny! Że tyle się można od siebie nawzajem nauczyć, że tyle jeszcze nie wiem o sobie, a mogę się tego dowiadywać i poznawać siebie dzięki relacji z Narzeczonym! Że można dawać takie niezwykłe świadectwo tak zwyczajnym przeżywaniem miłości! W końcu - że wszelkie trudności dzielone z ukochaną osobą mogą być naprawdę "słodkim jarzmem"... To wszystko, co składa się na nasze narzeczeństwo jest tak niesamowite, niezwykłe, wspaniałe, że... aż brakuje słów!

I chociaż czasem nie możemy się już doczekać, aż będziemy małżeństwem, to myślę, że później będziemy bardzo tęsknić za czasami narzeczeństwa, mile je wspominając. Dlatego staramy się, by nie zmarnować tego czasu, ale wykorzystać jak najlepiej każdą chwilę - zarówno razem, jak i podczas rozłąki, dzięki której też wiele się uczymy. Ot, kwintesencja naszego narzeczeństwa! :)

A tutaj dobre zdjęcie ilustrujące znane powiedzenie: "jakie narzeczeństwo, takie małżeństwo". PRAWIE tak samo, tylko inaczej! :)


11 komentarzy:

  1. Broń Panie Boże nie chcę Was atakować.
    Po prostu mam taką luźną myśl.
    Na blogach narzeczeństw, czy małżeństw, które żyją, nazwijmy to, w katolickim duchu znajduję często takie jakby hmm cierpiętnicze(?) nastawienie.
    My nie płyniemy z tym 'wygodnym' prądem, my jesteśmy inni, my nie jesteśmy akceptowani przez innych bo żyjemy PRAWDZIWYMI wartościami etc.
    I tak się zastanawiam, czy tak powinno być.
    Czy nie powinniśmy żyć jak wszyscy. Nie użalając się na to, jak to jesteśmy prześladowani jako Katolicy. Kurczę, bo czy o to chodzi w naszej wierze?
    Wiem, że ten komentarz jest totalnie od czapy ;p za co z góry Was przepraszam.
    Po prostu już od jakeigoś czasu szwendały się po mojej głowie te myśli i tak pod wpływem Waszego posta postanowiły wypłynąć, bo może nie warto tak podkreślać swojej inności? A z drugiej strony, nie ma co ukrywać, że jesteśmy jak wszyscy skoro nie jesteśmy.
    Mój wewnętrzny głos mówi: 'Nie publikuj tego!'
    Ale może ktoś zrozumie o co mi chodzi i napisze coś mądrego.
    Pozdrawiam Was bardzo ciepło i dziękuję za to, że piszecie tego bloga, za Wasze świadectwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa myśl, w której pewnie jest trochę racji. My nie czujemy się prześladowani, czy nieakceptowani jako katolicy, stwierdzamy tylko fakt, że nasz styl życia jest dzisiaj postrzegany jako nietypowy. Ale raczej nas to cieszy, na pewno nie stawia w pozycji cierpiętników. Swoją drogą, mogłabyś podesłać linki do innych blogów narzeczeństw w duchu katolickim? Chętnie bym poczytała, a jak sama próbowałam znaleźć, to do tej pory mi się nie udało. Byłabym wdzięczna :)

      Usuń
    2. Już zabieram się do przeglądania listy blogów :)
      Blogów młodych małżeństw trochę mam, z narzeczonymi gorzej, ale można poczytać archiwa, bo te blogi są prowadzone już od jakiegoś czasu ;)
      Pierwszy, mój ulubiony, który już znacie:

      http://narzeczona-potem-zona.blogspot.com/

      Przeczytałam go chyba dwa razy od deski do deski ;)
      Ten może nie koniecznie o sprawach około ślubnych, ale bez wątpienia godny polecenia :)

      http://podroz-kobiety.blogspot.com/

      Kurczę, przeglądam listę blogów, wiem, że nie trzymam się tematyki ślubnej, ale sami zobaczcie!

      http://donowo.blogspot.com/

      Tutaj blog Patrycji, młodej mężatki. Ale warto zerknąć do archiwum i do poprzednich jej blogów, bardzo ciekawie pisze :)

      http://nie-logicznie.blogspot.com/

      Nie jestem nawet w połowie mojej listy, a zaraz bateria mi padnie, przejrzę resztę jutro i podeślę :)

      Usuń
    3. Dzięki za podpowiedzi do innych ciekawych blogów! Czekam na więcej :)

      Usuń
  2. Nie wiem, mnie się wydaje że ludzie tacy jak wy, nie tylko narzeczeństwa ale również małżeństwa czy "niesparowane" jednostki które hm... "celebrują wiarę w Boga bardziej niż przeciętni katolicy" odnoszą mylne wrażenie, że są atakowani przez tych właśnie przeciętnych, że są uważani za coś innego, niespotykanego i w ogóle wyrwanego nie ze swojej epoki. A tak nie jest. Przynajmniej ja się nie spotkałam. Dla mnie każdy styl życia jest tak samo dobry, niezależnie czy ktoś chodzi do kościoła 5 razy dziennie czy raz w roku. Nie mam prawa oceniać innych, mogę oceniać jedynie własne postępowanie. Dla mnie wasze narzeczeństwo jest takie samo jak każde inne, wg mnie ani nie jesteście "niemodni, staroświeccy, "nieżyciowi", nienowocześni", ot macie swój sposób na to wszystko, jak każdy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sweet Dreams i chwała Ci za to, że masz takie podejście, ale nie ukrywajmy, większość osób nie traktuje nas, wbrew pozorom normalnych katolików ;) tak jak Ty. Sama doświadczyłam tego na studiach. Nie pójdziesz na imprezę w piątek i już patrzę na Ciebie, jak an ufoludka, nie wspomnę o tym, jak postrzegana jest czystość przedmałżeńska. Sama spotkałam się z tym, że dziewczyna na uczelni, nie w gronie najbliższych koleżanek, ale na środku korytarza opowiadała o swoich doświadczeniach seksualnych, a potem z kpiną w głosie, wskazując na pewną dziewczynę, powiedziała: 'ta to pewnie jeszcze dziewica!' No żart roku! Oczywiście nie można generalizować. W swoim życiu spotykam się i z prześmiewczym podejściem do mojej wiary, jak i z pełną akceptację, czy to przez ateistów, wierzących, nie praktykujących (chodź takie pojęcie jak dla mnie nie istnieje) czy ludzi innych wyznań.
      Jestem zdania, że nie powinniśmy robić z siebie cierpiętników. Trzeba dawać świadectwo swoim życiem, a kiedy potrzeba też słowem.
      Kurczaki, w końcu Jezus Chrystus za nas umarł, za nasze grzechy, zrobił to wszystko z MIŁOŚCI!!! Uśmiech z naszej twarzy powinien nie schodzić, przecież mamy MEGA powód do radości! Papież Franciszek tak ładnie o tym mówił, jak znajdę to podrzucę :)

      Usuń
  3. Dziękuję Pasikoniku za rekomendację:)))
    Nie wiem, czy pary takie jak my czy Wy są w mniejszości. Ja znam mnóstwo ludzi żyjących według takich zasad. Znam też mnóstwo innych, żyjących według innych wartości. Szanujemy się wzajemnie. Dla mnie, nie ma między nami żadnej różnicy. Nie ma ludzi "typowych". To, co lansują media, wcale nie jest typowe, jest tylko czymś, co usiłuje nam się wmówić, że jest typowe. A tak wcale nie jest. Każdy żyje swoim życiem, każdy ma prawo do własnych decyzji i wartości, ogromna większość te decyzje i wartości dobiera niezależnie w swoim sercu. Po to Bóg dał nam wolną wolę. Nie ma "nas" i "tych innych". Każdy z nas w oczach Boga jest taki sam.

    Ja staram się unikać segregowania ludzi ze względu na ich wartości (nie wiem, jak mi to wychodzi? :P) Traktuję swoją wiarę jako normalny sposób na życie. Nie afiszuję się nią, ale też nie ukrywam. Szczerze mówiąc, na studiach nie spotkałam się z żadnym szykanowaniem czy kpieniem z moich wartości. Może trafiłam po prostu na fajnych ludzi. Zdarzały się komentarze, ale to raczej takie życzliwe, koleżeńskie, typu: a czy do ślubu będziesz mogła iść w białej sukni, czy w ecru? Przyjedź, zobacz- odpowiedziałam;) Staram się żyć według tego, co jest dla mnie ważne, przejrzyście, w szczerości, bez porównywania się i oceniania innych i ich zasad, bo tylko za swoje życie jestem odpowiedzialna. No i nigdy nie wiem, czy czasem Bóg tych, których ja oceniam, nie postawi wyżej ode mnie;)

    W liście do Rzymian jest taki fragment: "Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz". Nim się kieruję:) Nie mnie oceniać, kto jest bardziej, a kto mniej wierzący, kto żyje lepiej, a kto gorzej, kto jest typowy, a kto nietypowy, i kto przeżywa swoje życie bardziej, a kto mniej wartościowo.

    No i podpisuję się obiema rękami pod tym, co napisał Pasikonik- wiara jest radością, Bóg jest źródłem radości, nawet w cierpieniu i wyrzeczeniach- warto widzieć w każdym cierpieniu sens, to dodaje skrzydeł. Chrzescijanin nie jest powołany do ciepienia bez sensu, chrześcijanin jest powołany do miłości:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo zależy od otoczenia. Ja parę razy usłyszałam, że to w jaki sposób żyję jest głupie, średniowieczne, ja jestem jebnięta, zmanipulowana i nieodpowiedzialna i że nie może się doczekać aż mi się to rozwali;) ale to akurat taka osoba, która na każdy nawet niereligijny pogląd inny niż własny tak reaguję, więc nie czuję się wyjątkowo i nawet niespecjalnie się przejęłam :D ale jedna osoba u mnie w rodzinie zrobiła sobie lekturę do poduszki z mojego pamiętnika i wzięła sobie za cel "nawrócenie" mnie, opowiadając o naszych postanowieniach reszcie rodziny, szukając poparcia i nie kryjąc przy tym swojej opinii na ten temat. To takie dwie skrajne sytuacje. Tak normalnie to mnie raczej nie spotkały żadne przykrości, ani rzucanie ciemnogrodami i zacofaniem, ale bardzo odczułam, że jesteśmy w mniejszości w takim sensie, że np. nikt nie rozumiał czemu tak się skupiamy na mszy, pieśniach i czytaniach, nie miał mi kto z modlitwą wiernych doradzić, a do Komunii na naszym ślubie na ok. 120 osób poszło 6... A znaleźć blogi takie jak ten, to w ogóle sfera marzeń, jak coś w tematach ślubnych, to właśnie głównie same przygotowania typowo weselne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam z uwagą Wasze wszystkie posty. Na początku byłam bardzo zainspirowana Waszymi początkami w sieci i zaciekawiona tym co dacie nam od siebie. Jako, że jestem katolikiem ucieszyłam się, że jakaś para narzeczonych poprowadzi taki blog. No i niestety zawiodłam się. Podoba mi się jak piszecie w sensie stricte "technicznym", ale czasami mam wrażenie jako czytelnik, że próbujecie coś zrobić na siłę. A ten post jest taki bardzo "słodki, lukrowany, że aż mdli" i sam przez siebie przemawia: jesteśmy lepsi od reszty, bo jesteśmy radykalni. Trochę tutaj powiewa takim egoizmem. Wybaczcie, że tak napisałam, ale szkoda mi takiej szansy, by inicjatywa tego bloga tak się nie powiodła. Może ostre słowa sprawią, że przemyślicie to? No tak wiem, macie prawo pisać co chcecie i co taki komentarz może zmienić? Ale trochę więcej pokory kochani i mniej tego lukru. Czytałam blog wcześniej wymieniony: narzeczona-potem-żona i wywarł na mnie duże wrażenie, jest pisany tak po prostu, tak jak czuje to człowiek, bez owijania w bawełnę i mimo, że autorka bardzo wierzy z Boga to pozostaje nadal człowiekiem, który zna swoje wady i słabości. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszymy się, że jesteśmy inspiracją do refleksji. Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  7. exdziewczyna ultrakatolika6 czerwca 2013 11:09

    Byłam kiedyś bardzo wierząca, a później mi "przeszło", w ciągu roku zwątpiłam we wszystko. Znam od podszewki wiarę katolicką, bo spędziłam lata w różnych ksmach, oazach i duszpasterstwach akademickich. Ostatnie lata jestem "na nie". I coż, poznałam faceta, swietnego faceta. Mimo ze byłam "wyzwolona" czy jak wy tam to nazywacie, miałam w nosie katolickie podejście do jedzenia mięsa w piątek, do seksu, do mszy. A dla niego smazyłam w piatki kotlety sojowe, chodziłam z nim na mszę w nadziei, ze poczuję to, co czułam kiedyś. Do głowy by mi nie przyszło, zeby tknąć jego nieskazitelność. Kiedy go pocałowałam i poczułam w mało subtelny sposób, że mu się spodobało, odepchnęłam go naprawdę mocno i krzyknęłam coś w stylu, ze jak raz pojdziemy jakas drogą, to nie będzie powrotu.
    Tak bylo przez pol roku. Pozniej on zaczął sie... może przechwalać do za duze słowo... Ale wyczuwałam, ze czuje się "lepszy" od innych par, że ocenia. W koncu zaczal oceniać mnie. Rozstaliśmy się. W sumie nie wiem, po co to napisałam. Chyba żeby się podzielic historia, skoro wszyscy się dzielą.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...