WIERNOŚĆ = niedopuszczanie do zdrady
W nieco szerszym kontekście miałam na myśli nie wdawanie się w inne relacje, które mogłyby zagrozić wyłączności naszej relacji w małżeństwie. Okazuje się jednak, że ta obietnica: ślubuję Ci wierność niesie za sobą o wiele bardziej rozbudowane i daleko idące skutki...
Po przeczytaniu tego rozdziału mieliśmy napisać do siebie listy, odpowiadając w nich na podsunięte pytania. Pozwolę sobie przytoczyć fragment mojego listu z odpowiedzią na pierwsze pytanie, bo sądzę, że chociaż to bardzo subiektywne, to jednak dobre i krótkie zarazem podsumowanie wniosków, do których doszliśmy (Karol zresztą czytając mój list stwierdził, że czuje się jakby drugi raz czytał swoją wypowiedź, tylko w trochę innych słowach ;) ).
Jak rozumiem moją wierność Tobie?
Nigdy dotąd nie myślałam o wierności w kategoriach takich zwykłych codziennych obowiązków, zachowań, reakcji. Wiązałam wierność głównie ze sferą cielesną oraz z wyłącznością naszej relacji w sensie duchowym. Teraz patrzę na to nieco szerzej i bardzo mnie ucieszyło, że wierność można okazywać i pielęgnować na tyle różnych sposobów (łącznie z niewtajemniczaniem nikogo w nasze intymne sprawy). Moją wierność Tobie rozumiem teraz przede wszystkim jako dbanie o naszą relację: pielęgnowanie naszej jedności poprzez dialog, wspólny czas, sumienne wypełnianie obowiązków na co dzień, wzajemne wspieranie się oraz modlitwę za Ciebie i za nas. Do tej pory zawsze ta perspektywa ewentualnej zdrady trochę mnie przerażała, bo chociaż teraz w ogóle nie dopuszczam takiej możliwości (ani z mojej, ani z Twojej strony), to przecież nie wiadomo, co się może w życiu wydarzyć i kiedy dopadnie człowieka jakaś słabość, którą Zły wykorzysta przeciw nam... Ale teraz nabrałam takiej ufności, że jeśli będziemy naprawdę starannie dbać o jedność w naszym małżeństwie i pielęgnować ją, to tym samym pozamykamy "furtki" Złemu i będziemy chronieni przez Boga, który też będzie wierny swoim obietnicom wobec nas. Napawa mnie to nadzieją i pokojem.(...)
Autor podkreśla, że bardzo ważnym elementem związanym z wiernością jeszcze przed zawarciem małżeństwa jest definitywne uporządkowanie kontaktów z naszymi poprzednimi sympatiami. Dlatego w listach mieliśmy też o tym napisać - jak te relacje wyglądają i czy na pewno są definitywnie zerwane. Oprócz tego mieliśmy zastanowić się, w jakich dziedzinach życia nasza wierność może być wystawiona na próbę i co możemy zrobić razem, by naszej wierności nie wystawiać na próbę. Bardzo owocne rozważania.
W rozdziale był też fragment świadectwa jednego z małżonków z pięćdziesięcioletnim już stażem małżeńskim, który wspomniał o ciekawej rzeczy. O obrączkach, na których przed ślubem wraz z przyszłą żoną zażyczyli sobie wygrawerowanie pewnego wersetu psalmu podzielonego na dwie części - tak, by dopiero połączone razem słowa prezentowały pełny sens. Bardzo nam się ten pomysł spodobał. Po przeczytaniu obszernych listów nie bardzo było już o czym dyskutować w kwestii wierności, więc... zaczęliśmy zastanawiać się, jakie zdanie moglibyśmy umieścić w dwóch częściach na naszych obrączkach... Było przy tym sporo śmiechu, bo Karol jak zawsze chciał znaleźć coś oryginalnego i tajemniczego :), ale padła też taka propozycja, która spodobała się nam obojgu. Jak zwykle musimy sobie wszystko powoli i na spokojnie przetrawić i zastanowić się nad tym - zresztą mamy na to sporo czasu. Kiedy zdecydujemy, pewnie podzielimy się tym tutaj. :)
Tymczasem dorzucę jeszcze jedną ciekawostkę z wczoraj. Kiedyś, kiedyś natknęłam się w blogosferze na wypowiedź promującą wymyślanie w okresie narzeczeństwa tzw. twórczych randek i zapisywanie ich w zeszycie, by później można było skorzystać z gotowych pomysłów, gdy dopadnie codzienna rutyna. Karol opatrzył naszą wczorajszą randkę mianem "twórczej". Powód: a może by tak o 20:30, tuż po Mszy i kolacji pojechać poratować biednego, słabego znalezionego jeża (a raczej jeżycę - jak to się mówi?), która ledwo daje radę wykarmić swoich siedem jeżątek (??)... Zjadła co prawda trochę posiekanych serduszek drobiowych, ale widzi pan, taka jest słaba, prawie się nie rusza... Ojojoj, cicicici, już dobrze malutka, wytrzymaj jeszcze tylko jeden zastrzyk... Szlachetna postawa, naprawdę. Ale w niedzielny wieczór, kiedy ja akurat jestem taaaaka stęskniona...? No, nie podobało mi się to, bo nawet tych małych jeżątek nie zobaczyłam... Ale w sumie to rzeczywiście nie była zwykła randka. Mimo to - oby takich randek "twórczych" z przymusu jak najmniej. :)
Zwracasz uwagę na coś, co zwykle umyka w tego typu rozważaniach. Wiadomo, że obowiązuje nas wierność Bogu. Tymczasem to działa w obydwie strony: Bóg też jest wierny ludziom, którzy oddali jego pieczy swoje (sakramentalne) małżeństwo.
OdpowiedzUsuńSkąd w ogóle on wziął tego jeża?:p :D
OdpowiedzUsuńTaki zwyczaj twórczych randek jest super! :D przyznam szczerze, że my chyba po ślubie więcej robimy niż przed. :p
Ciekawy temat i ciekawe zadanie. Chociaż takie pisanie listów to nie moja bajka raczej.;) świetny pomysł z tym grawerunkiem na obrączkach. Szkoda, że na coś bardziej kreatywnego nie wpadliśmy, ale z drugiej strony te nasze wygrawerowane imiona też mają swój urok. Ciekawa jestem, co wymyślicie. :)
Skąd wziął się jeż w niedzielny wieczór? Był pacjentem. Taka praca. :)
UsuńAda szacun dla Twojego narzeczonego. Niech się nigdy nie zmienia. Mam takie przejścia z weterynarzami że pomału ich zaczynam nienawidzić. Jeden jedyny na 10 do których dzwoniłam w niedzielę o 20 łaskawie odebrał telefon (choć wszyscy podawali się że opieka 24/h), szkoda tylko że mam go blisko 50 km od siebie, ale jak mus to mus...
UsuńKropka (:
Narzeczony rzeczywiście jest bardzo dobrym lekarzem i bardzo Go za to cenię (zresztą nie tylko ja, klienci i szefowie również!) :)
UsuńJa mam ogromny szacun dla weterynarzy jak widzę w domu jaki to jest ogromny zapieprz na studiach.:)
Usuń