... yyy, to znaczy nie błądzenie, tylko spacer krajoznawczy. Tak to jest, jak się mieszka w innej dzielnicy od 1,5 roku, a spacery po okolicy ograniczają się do kilku sklepów, kościoła i przystanków. Zresztą, co to za frajda włóczyć się samej wieczorami po uchodzących za niespokojne osiedlach? Żadna. I w dodatku raczej niebezpieczna. Ale już z Narzeczonym - czemu nie?
I nagle okazuje się, że nie dalej jak kilometr od mojego bloku są dwa bardzo ładne parki z pomnikami przyrody nawet, potok, zakonny kościółek, o którym nie miałam bladego pojęcia i... plac zabaw. Duuuży, fajny plac zabaw. :) Taki był właściwie od początku cel naszego spaceru - wymęczyłam u Narzeczonego zachciankę, że chcę na plac zabaw, a szczególnie na huśtawki. Wiem, że nie był tym zachwycony, ale mi uległ. I chyba dobrze na tym wyszedł, bo później był zadowolony. :) Czasem trzeba dać dojść do głosu dziecku, które w nas siedzi. Może bardzo głęboko, ale na pewno siedzi. Bo jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego... :)
Dobra, dobra. Problem zaczął się, gdy mieliśmy wrócić. Narzeczony mówił:
- Tam jest ta kładka, którą przyszliśmy. Idziemy tam?
Ale Ada przecież wie lepiej...
- Co to za różnica, czy pójdziemy tędy, czy kawałek dalej...? Na pewno w dobrą stronę idziemy.
Mhm... Tyle razy już się przekonałam, że w moim mózgu GPS nie działa. Ba, nie działa nawet zwykła mapa i podstawowa orientacja przestrzenna... Ale przecież kiedyś już tędy szłam, więc jak skręcimy nie w tą, tylko w następną przecznicę, to nie ma różnicy... JEST różnica. Wynosi dokładnie: godzinę błądzenia między osiedlami. :D
Pytam Narzeczonego:
- Ale miły był ten dzisiejszy wieczorny spacer, prawda?
- Mhm. :)
No, naprawdę miły był. O zmroku, czyli w najpiękniejszym (moim ulubionym!) momencie w ciągu dnia, wśród zieleni, pod rękę z ukochaną osobą. Przy okazji spaliliśmy trochę kalorii po obiedzie i dotleniliśmy się. Ot co, twórcza randka w wydaniu schyłkowo-wakacyjnym.
:)
Ach, doskonale rozumiem ten problem. Zwłaszcza, gdy jakąś drogę w niezbyt znanej mi okolicy muszę pokonać sama, po tym jak wcześniej już nią szłam, ale z kimś. I zaczyna się kombinowanie - Jak to było??? ;P
OdpowiedzUsuńDostrzegasz jednak pozytywne strony tego "nieco" przedłużonego spaceru - i super ;D Trochę sportu nie zaszkodzi, zwłaszcza w miłym towarzystwie :)))
A refleksja na koniec będzie następująca: Czasem jednak lepiej zdać się na mężczyznę ;P