Ręka do góry - kto widział na własne oczy z bliska nietoperza? Ale tak z bliska, z bliska. Oczka, uszka, łapki, puchate ciałko... Nikt? Ja też nie. I w życiu mi się nawet nie śniło, że zobaczę.
Wczoraj popołudniu ciocia Ada próbowała ujarzmić siostrzenice Narzeczonego pod nieobecność ich mamy. W końcu, po długim oczekiwaniu (przez korki), z odsieczą przybył wujek Karol. Radość ogromna, pisk dziewczynek i ulga cioci. Po czym wujek oznajmia cioci, że przydałoby się znaleźć sklep zoologiczny, żeby kupić larwy...
- Jakie larwy??
- Dla nietoperza. Żeby miał co jeść.
- Jakiego nietoperza??
- No nietoperza, normalnego.
- Ale gdzie on jest?
- W aucie.
- ...?! W aucie??
- No, czeka. Mam nadzieję, że nie zdechnie przez ten stres.
Ktoś przyniósł małego, niemrawego i słabiutkiego nietoperka, którego trzeba podratować. A Narzeczony dobrym człowiekiem jest, to go wziął. I podratowuje. Taki był słodki, że aż musiałam go tutaj uwiecznić. No, sami zobaczcie.
Mięciutki jest, głaskałam. I tak słodziasznie otwierał mordkę, jak go Narzeczony karmił mączniakiem (takie larwy - łeeeee...) i poił strzykawką. I łapki ma takie malutkie, i wiesza się nimi na palcach tak jak na gałęziach. No przeurocze stworzenie, naprawdę. Sprawdzaliśmy w Wikipedii i najbardziej jest podobny do nietoperzy z rodziny mroczkowatych, konkretnie do gatunku karlików. Więc ochrzciliśmy go: Karlik.
My tu randez vous, a Karlik czeka w pudełku w przedpokoju. Ja chcę iść do toalety, a Narzeczony mi śpiewa:
- A Karliczek za nią jak za piękną panią... :D
Na szczęście za mną nie poszedł, ani nie poleciał. Wolałabym, żeby jednak mi się nie rozbrykał po mieszkaniu. Niech bryka u Narzeczonego. :)
Ot co, niech będzie i coś "edukacyjnego" na tym blogu. Ku potomności.
:)
A ja słyszałam, że nietoperze wplątują się we włosy :P:P
OdpowiedzUsuńTeż tak słyszałam, dlatego kiedy jeszcze parę dni temu na spacerze o zmroku latały nam nad głowami nietoperze, bałam się. Ale ten nie miał siły latać, więc był zupełnie nieszkodliwy. :)
UsuńAdo ;) A ja widziałam z dość bliska nietoperza, ale z tego, co pamiętam, to raczej tak, jak na pierwszym zdjęciu, tzn. skulonego na ręce, a mordce chyba nie miałam okazji lepiej się przyjrzeć. Dawno to było ;) Nie głaskałam też tego (jakże słodkiego) żyjątka, a szkoda.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - ciekawe, jakie jeszcze okazy będziesz miała sprowadzane do domu ;D
Dokładnie - aż się boję, jaki mi może Karol zrobić "szpital na peryferiach"... ;)
UsuńMoże jakiś krokodylek? ;) Wiesz, różne "słodziaki" się trafiają ;P
UsuńNie strasz! ;D
UsuńUwaga, uwaga! Wymyśliłam rozwiązanie ;D ;D
UsuńWręcz Karolowi świstek papieru o następującej treści: WSTĘP WZBRONIONY ... (i tutaj następuje lista wszystkich gatunków zwierząt, których nie życzysz sobie oglądać we własnym domu ;)) Najlepiej nazwy zarówno polskie, jak i łacińskie (żeby miał pewność, że to właśnie o to, a nie o inne zwierzątko Ci chodzi ;P
Hehe :D Nie no, aż tak negatywnie to nie jestem nastawiona. Spokojnie, jak może, to niech pomaga tym zwierzakom ile się da. Jak zaczną się pojawiać spięcia na tym tle, to będziemy myśleć. :)
UsuńPewnie masz rację :) A Ty będziesz mogła głaskać te bardziej słodkie zwierzaczki, ile tylko będziesz chciała - obyś tylko nie poszła w ślady Elmirki (kojarzysz???) ;D
UsuńOj uroczy:) Zawsze nietoperze kojarzyły mi się z Draculą albo starymi zamkami w wersjach animowanych, a tu taka odmiana:)
OdpowiedzUsuńJA to się boję nietoperzy nawet tych malutkich jak patrze na te zdjęcie to mnie ciarki przechodzą ..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do sb.
Mi kiedyś w Serocku, podczas mszy (staliśmy na zewnątrz) mały nietoperz spadł na stopy! Zabrałyśmy go z mamą do domu i wypuściłyśmy na strychu (są dziury w dachu, więc dał radę wyfrunąć, a w starych ścianach było tych nietoperzy więcej).
OdpowiedzUsuń