Odliczamy!

czwartek, 22 sierpnia 2013

Skąd wiem, że to ON ma być moim mężem?

No właśnie, skąd?

Nie wiem, skąd wiedzą inne dziewczyny, narzeczone, żony... Podzielę się drobną refleksją, jak ja to przeżywam.

Gdy spytałam Narzeczonego, skąd wie, że to ja mam być Jego żoną, odpowiedział:
- Jak to skąd? Bo Cię kocham.

Rzeczywiście, pierwszą odpowiedzią, która też mnie przychodzi na myśl, jest miłość. Pokochałam Go, więc naturalną konsekwencją prawdziwej miłości jest chęć spędzenia ze sobą reszty życia. Ale nawet gdy się kocha, przychodzą czasem gorsze chwile, że człowiek zastanawia się, czy to aby na pewno dobra droga. Może to wszystko, to po prostu fatalny splot różnych przypadków i tylko wydaje mi się, że chcę za Niego wyjść i zestarzeć się przy Nim w małżeństwie? Może okaże się za chwilę, że nie damy rady ze sobą wytrzymać i będziemy chcieli to rzucić w cholerę? Może...

Zwykle w takim momencie ucinam tę wyliczankę "może...". Bo zaczynam sobie przypominać i analizować, jak to się stało, że jestem z Nim. Począwszy od tego, że On był omodlony ze wszystkich stron zanim się poznaliśmy, przez to, kiedy i w jaki sposób się poznaliśmy, jak zaczęliśmy się spotykać... We wszystkim tym od początku był obecny Bóg. Chyba po dwóch tygodniach znajomości pierwszy raz byliśmy na Mszy świętej, na cmentarzu, później rekolekcje adwentowe... W międzyczasie było mnóstwo rozmów o wierze, słuchania konferencji, różnych nagrań katolickich, czytania wartościowych artykułów i książek... Później poza modlitwą za siebie nawzajem zaczęliśmy się wspólnie modlić, wspólnie spędzać różne święta, rekolekcje dla par... Wciąż pilnujemy, by trwać w łasce uświęcającej, by regularnie się spowiadać, często dzielimy się odczuciami i refleksjami po spowiedzi... Robimy czasem wspólne postanowienia i staramy się dbać o nasz rozwój duchowy...

Nie piszę tego, by chwalić się, jacy z nas katolicy, ale po to, by choć trochę oddać, jak ważne od samego początku było to, że non stop w naszym związku jest obecny Bóg. Bo w pewnym momencie doszliśmy razem do wniosku, że Bóg jest gwarantem naszej miłości. To dzięki Bogu przekonuję się, że nasza miłość jest dobrą drogą, Jego drogą. Bo ufam, że gdyby to nie było "to", Bóg dałby mi jakiś znak, jakiś niepokój, jakiś impuls, refleksję, cokolwiek, co by mnie odciągnęło od Karola. A skoro jest wręcz odwrotnie - skoro to Karol swoim życiem i swoją obecnością przy mnie przybliża mnie do Boga - to wierzę, że rzeczywiście wolą Bożą jest, byśmy stworzyli rodzinę i przez nasz związek (po ślubie przypieczętowany, uświęcony i nierozerwalny) wypełnili swoje powołanie do miłości.

Stąd wiem, że to ON ma być moim mężem.
Amen.
:)

34 komentarze:

  1. Przepiękne świadectwo, naprawdę! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz co... Ja się tylko odniosę do jednej rzeczy, którą napisałaś.
    Kiedyś, niedługo przed ślubem, jeden ksiądz zadał mi proste pytanie:
    -Czy ty chcesz za niego wyjść?
    -Ja wiem, że on jest dla mnie, widzę pełno znaków, że on ma być moim mężem...-zaczęłam mówić, a on mi przerwał:
    -Nie pytam o znaki. Pytam, czy tego chcesz?
    -Chcę.
    -I tylko to się liczy. Nawet jakby ziemia stanęła w miejscu a słońce zaczęło się kręcić wokół niej albo niewiadomo jeszcze jakie znaki byś widziała. Liczy się tylko to, że ty tego chcesz.

    Nie szukaj znaków, tylko patrz w swoje serce;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja napiszę tak: będąc w związku, przez długi czas bałam się poważniejszych deklaracji, nie byłam gotowa do tego, żeby przejść do "kolejnego etapu". Wreszcie po czterech latach poczułam pewność. Pewność, że chcę zostać jego żoną. I wiesz... właśnie w tym czasie zaczęło się psuć między nami - nie są istotne szczegóły, ale ani on tego nie chciał, ani ja. To było coś nie do końca zależnego od nas. Nie chcieliśmy się poddać, walczyliśmy jeszcze prawie rok. To nic nie dało, rozstaliśmy się w zgodzie. A ja przecież wcześniej już czułam, że to TEN! Dziś nie mam poczucia, że rozstałam się z człowiekiem, do małżeństwa z którym Bóg mnie powołał. Modliłam się o to, żeby pomógł nam w tej trudnej sytuacji i myślę, że jest tak, jak On chciał, żeby było. Mogę Mu tylko dziękować, że nie stało się to po ślubie. Bóg czuwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o to mi chodzi - że Bóg czuwa. I może zainterweniować nawet w najmniej odpowiednim (według nas) momencie, by wskazać właściwą drogę. Chyba warto swoje pragnienia zanurzać właśnie w tym zaufaniu do Boga - to też chciałam w pewnej mierze oddać w tej refleksji.
      :)

      Usuń
    2. To ja napiszę inną historię:) Miałam koleżankę, która niedługo przed ślubem zaszła w ciążę (zaręczeni byli już wcześniej) Przy okazji przygotowań do ślubu wynikło między nią a jej przyszłym mężem i jego rodziną parę konfliktów. Wytrwała, tylko dlatego, że chciała dać dziecku pełną rodzinę. Wyszła za niego, mimo iż w tym momencie w ogóle nie czuła, że to ten. Dzisiaj są już 5 lat po ślubie, mają drugie dziecko, są szczęśliwi. Otwarcie mi powiedziała, że Bogu dziękuje, że była wtedy w ciąży, bo inaczej na pewno by zrezygnowała.

      Milettto- co by było, gdybyście byli po ślubie? Jak to napisała kiedyś ta z żebra- po ślubie już musi się dać, po ślubie nie ma już wyjścia;)Owszem, można też wziąć rozwód, ale i to ponosi za sobą swoje konsekwencje.

      Ważne jest tylko to, czego chcecie, dziewczyny. To musi być WASZ wybór, a nie wyliczanka znaków ;)

      Usuń
    3. Żono - gdybym po ślubie usłyszała, że mój mąż już mnie nie kocha, gdybym widziała w nim ból z tego powodu, ale i bezsilność pomimo starań bycia "duchowo bliżej mnie", to nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by było. Oczywiście powierzyłabym to Bogu, ale wierzę, że skoro do żadnego ślubu, ba! do zaręczyn nie doszło, to po prostu nie był to TEN.

      Oczywiście, że musi być to nasz wybór - ludzi odpowiedzialnych za swoje decyzje, mających serce i rozum ;) Jednak zdarzają się niekiedy takie okoliczności (niezależne od nas), co do których wierzę, że są przejawem Bożej interwencji względem nas. Nawet jeśli będzie to ze strony Boga dopuszczenie pewnego zła w naszym życiu, zawirowań, które mogą nam wyjść tylko na dobre.

      Usuń
    4. Widzisz, tak naprawdę i tak wszystko zależy od nas jak to odczytamy;) Czytałaś o tym, co ja przeżywałam tuż przed swoim ślubem. Może znalazłby się ktoś, kto by powiedział: To znak, że nie jesteśmy dla siebie. Ja to odczytałam: To próba dla ciebie, jeśli NAPRAWDĘ chcesz i naprawdę kochasz, to to przetrzymasz. Przetrzymałam, bo tego właśnie chciałam. Jestem szczęśliwa;)

      Usuń
  4. Ja albo nie jestem w ogóle romantyczna, albo się za dużo księży, nauk przedmałżeńskich, konferencji dla małżeństw itp. nasłuchałam. ;) ja serio w ogóle nie uważam, żeby Bóg kogokolwiek dla siebie nawzajem "przeznaczał". Może podstawiać nam ludzi jako pewne "propozycje"- ok, może mieć jakiś pomysł, że do tego by się bardziej pasowało (co to w ogóle jest to "pasowanie"?), ale pomysł, że mamy gdzieś tam jedną osobę nam "przeznaczoną" i z nikim innym byś szczęśliwa nie była? Co za dobijająca, nie-Boska wizja. ;) A gdyby Karol wybrał jakąś inną? Do końca życia już kaplica, bo każdy inny to już nie TEN, więc gwarancja braku szczęścia? ;) Ty podejmujesz decyzję, idziesz i mówisz "Szefie, tego pana poproszę;)", a Bóg "spoko, to jak mnie do Was wpuścisz, to ja Wam we wszystkim pomogę". Myślisz, że jakbyś mu innego przyprowadziła, to by Wam miłości nie pobłogosławił albo mniej pomagał?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się wszystkimi kończynami pod Tobą:)

      Usuń
    2. Dla mnie również ta wizja "jednej jedynej przeznaczonej dla nas osoby", bo jak nie ona, to już "pies pogrzebany", wydaje się być przekombinowana ;)

      Nie podpisałabym się jednak pod stwierdzeniem, że Bóg na KAŻDEGO, naszym zdaniem właściwego, kandydata na współmałżonka, zareagowałby tak entuzjastycznie ;)
      Co więcej - podejrzewam, że niektórym kandydatom powiedziałby raczej: "Sorry, koleś, ale Ty nie dla niej" ;P
      Przecież On widzi więcej, szerzej, widzi WSZYSTKO!!! :) I to On wie, co jest dla nas najlepsze :) I działa w tym właśnie kierunku :)

      Usuń
    3. Bóg błogosławi każdy związek zawarty w Kościele, nawet ten, który, jak wie w swojej Opatrzności, rozpadnie się po miesiącu, a czy może być bardziej entuzjastyczna reakcja Boga niż Jego błogosławieństwo?:)

      Usuń
    4. Z tym się zgodzę.

      Sprecyzuję jednak swoje nieuporządkowane myśli ;)
      Spotkałam się kiedyś ze stwierdzeniem (prawdopodobnie przytoczę je niedokładnie, liczy się jednak sens), że nauki przedmałżeńskie są szczególnie owocne wtedy, gdy jakaś para (chcąca się przecież pobrać), pod ich wpływem zacznie baczniej przyglądać się swojemu związkowi i po głębokich refleksjach, przemyśleniach (oby również modlitwie), dojdzie do wniosku, że ich małżeństwo byłoby pomyłką. Bo wcześniej pewnych rzeczy może sobie nie uświadamiali, nie zauważali - albo nie chcieli ich zauważyć. Rzeczy zagrażających trwałości ich małżeństwa.

      Stąd moje słowa, że nie podpisałabym się pod entuzjastyczną reakcją Boga na każdego potencjalnego kandydata na współmałżonka danej osoby. Oczywiście, Bóg błogosławi im w sakramencie małżeństwa, ale być może działał wcześniej na nich przeróżnymi sposobami, żeby wskazać im, że jednak nie tędy droga, a oni pozostawali ślepi i głusi na Jego słowa/wydarzenia, które dopuszczał?

      Usuń
    5. Hm, prawdę mówiąc, ja też nie wierzę w to gadanie o "drugiej połówce" i nigdy tak nie mówię o Karolu, bo też nie sądzę, że gdybym nie spotkała Jego, tylko kogoś innego, to już kaplica i po szczęściu. Ale skoro już spotkałam właśnie Jego i postanowiłam spędzić z Nim życie, to zapragnęłam też Bożej aprobaty dla naszej relacji. I jeśli przez cały ten czas razem oboje zapraszamy do naszego związku Boga, a On nie "protestuje", tylko błogosławi i pozwala utwierdzać się w przekonaniu, że małżeństwo z tym człowiekiem to dobry pomysł, to śmiem przypuszczać, że wypełniamy Bożą wolę. I pewnie, że mogłabym to podstawowe powołanie do miłościwypełnić z kimś innym, ale właśnie nie chcę, bo CHCĘ z Karolem. A że lubię sobie do wszystkiego dorobić teologię to już mój urok. ;) Natomiast inna sprawa, że to określenie "przeznaczeni" lubimy i mamy do niego pewien sentyment przez to jak się poznaliśmy i używamy go raczej tylko w tym kontekście. ;)

      Usuń
    6. Właśnie o to mi chodzi. :p Że to jest Twój wybór i Ty chcesz i Boga w ten związek wpuszczasz, więc Bóg to pobłogosławi. Wypełniasz wolę Boga dlatego, że decydujesz się kogoś kochać i uczysz się tego przez małżeństwo, a nie że wolą Boga jest to, że akurat Karola masz kochać i że to dlatego nie protestuje.
      Tak mnie jeszcze naszło, (to też do Miletty) jak Wy odczytujecie to, że Bóg nie protestuje i czym jest ta Boża entuzjastyczna reakcja? po czym to poznajecie?

      Usuń
    7. Miletto, jeszcze jedno pytanie.:) skąd wiesz, że jeśli komuś nie wyszło, to nie wyszło dlatego, że Bóg działał przeróżnymi sposobami, a nie dlatego, że problemem było np. to, że któreś kochało za mało? Nie żebym Bogu moc sprawczą odbierała;), ale bardzo dużo rozchodzi się tylko i aż o postawę człowieka.

      Usuń
    8. Jak poznaję, że Bóg nie protestuje? W dużej mierze przez odniesienia do swoich poprzednich sympatii. Gdy wcześniej się z kimś spotykałam, modliłam się za tego drugiego człowieka, pytałam Boga o drogę, a towarzyszył mi jakiś ogromny niepokój, obawy, jakieś niewytłumaczalne dla mnie dziwne napięcie, coś uwierało, nie dawało spokoju, ciągle powracała myśl, że nie jest dobrze, nie tak jak powinno być. Były oczywiście inne dużo ważniejsze rzeczy, które zwykle decydowały o tym, że się rozchodziliśmy. Ale przy Karolu pierwszy raz poczułam autentyczny pokój w sercu, nie tylko w naszej relacji, ale też w naszym przeżywaniu wiary. Wiadomo, na początku było skrępowanie, musieliśmy się nauczyć wspólnie przeżywać Eucharystię, modlić się, stawiać sobie wyzwania duchowe itd. Nie wszystko przychodziło łatwo, pojawiały się różne trudności, pierwsze rozczarowania, wątpliwości, ale cały czas towarzyszy mi pokój w sercu, poczucie, że to dobra droga. Nie wiem, może to nieco naiwne, może to spłycam. Ale zawsze jakoś trzymam się tej myśli św. Pawła, że pokój jest owocem Ducha Świętego i często tym się kieruję w życiu. Dotąd serce mnie nie zawiodło i ufam, że to właśnie dzięki Bożemu błogosławieństwu.

      Usuń
    9. Ta z żebra :) Wiesz, łatwiej by mi było odpowiedzieć na pytanie, jak odczytuję to, że Bóg "protestuje" i jak może okazać brak Swojego entuzjazmu. Natomiast "akceptację" Boga dla mojego związku (ja akurat nie mam porównania do poprzednich sympatii) odczytywałam po bardzo podobnych poglądach dotyczących najistotniejszych życiowych kwestii, oczywiście opartych na wierze, po duchowej bliskości między nami, po tym, że On pozwolił nam się spotkać i czuć taką niesamowitą wieź, a poza tym, pomimo ciężkich charakterów, zawsze umieliśmy się jednak dogadać. Aż do czasu, o którym wspomniałam wyżej.

      Ja nie oczekiwałam jakiejś entuzjastycznej reakcji Boga. Nie przeżywaliśmy naszej wiary tak "wspólnie", tak pięknie jak Ada z Karolem. Ale pomimo to czułam, że jest to mężczyzna dla mnie. Powierzaliśmy Bogu nasze sprawy, niejednokrotnie rozmawialiśmy o tym, jak chcielibyśmy, aby wyglądało nasze małżeńskie życie, oparte na Bogu. Tak jak wyżej wspomniałam, poczułam gotowość i pewność, że chcę, aby Bóg pobłogosławił nasz związek w sakramencie małżeństwa. A to, co działo się później (tzn. problemy w naszym związku), nie było do końca zależne od nas. Staraliśmy się oboje walczyć o ten związek na tyle, na ile byliśmy wtedy w stanie to zrobić.

      Nie mogę stwierdzić, że WIEM, że komuś nie wyszło właśnie przez jego (czy ich) własną podstawę, a nie dlatego, że Bóg działał przeróżnymi sposobami. Mogę powiedzieć tylko i wyłącznie jak CZUJĘ, że było to w moim związku. Wiem, jaką czuliśmy bliskość. Wiem, jak wyglądała nasza miłość i łącząca nas więź. Wiem, jak ważna byłam dla mojego byłego chłopaka. I mogę się tylko domyślać, jak bardzo on cierpiał, nie mogąc prawie nic zrobić w chwili swoistego kryzysu, który był NIE DO POKONANIA. Jak bardzo cierpiał, myśląc o moich uczuciach, o moim ówczesnym bólu. I jestem niemal pewna, że gdyby Bóg chciał, żebyśmy wyszli z tego kryzysu zwycięsko, pomógłby nam go pokonać.

      Czy nasza postawa była w tamtym czasie bez zastrzeżeń? - nie. Oboje popełnialiśmy błędy, oboje kochaliśmy "za mało". Ale i to zapewne by nas nie przekreśliło, gdybyśmy tylko byli w stanie pokonać coś, co dla nas (przede wszystkim dla niego) było ponad własne siły. Odniosę się do tego, co kiedyś pisała u siebie Żona - gdy brakuje uczucia - pozostaje postawa. Postawa miłości. Także u niego zabrakło w pewnym momencie uczucia, ale ciągle starał się trwać w tej postawie... Wychodziło mu to lepiej lub gorzej, ale starał się trwać POMIMO.

      Ja też mam do Ciebie pytanie :) Czy według Ciebie dwojgu kochającym się ludziom może nie wyjść dlatego, że Bóg "zadziałał", czy wszystko zależy od ich postawy?

      Usuń
    10. To jeszcze zostaje kwestia, ile w tym Bożej interwencji, a ile wyniku konfrontacji poprzednich sympatii z Twoją wizją związku, do której Karol bardziej pasuje, a tamci mniej.:) Nie myślę, że to naiwne. :) Tylko twierdzę, że ta interwencja to co najwyżej pomoc w otwarciu oczu na prawdę o drugim człowieku, żebyś mogła stwierdzić, co się zgadza lub nie z Twoją wizją związku. Jeżeli to masz na myśli to w pełni się zgadzam co do Bożej interwencji w związki. :) jeżeli się rozejdziecie to dlatego, że Ty podjęłaś taką decyzję, a nie dlatego, że Bóg tego nie popierał, bo Bóg błogosławi każdy związek ludzi, którzy chcą Jego aprobaty. Niektóre związki tylko mogą więcej kosztować.

      Usuń
    11. O, nie widziałam Miletto Twojej odpowiedzi zanim swoją wysłałam. :) ale tam też jest odpowiedź na Twoje pytanie.

      Usuń
  5. Ojej, wzruszył mnie ten opis :) Cudownie, że w Waszym związku od zawsze obecny jest Bóg! Nawet nie wiesz jak męczy świadomość, ze ukochana osoba jest daleko od Boga.. Ale to była nasza przeszłość, teraz też wiele rozmawiamy o religii i często razem jesteśmy na mszy w niedzielę :)
    Życzę by ta pewność, że chcesz się z Karolem zestarzeć, została w Twoim sercu na zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam do Was pytanie- twierdzicie, że nie wierzycie w to, że Bóg kogoś nam przeznacza. A jednak najczęściej w nauczaniu pojawia się pogląd, że On wiedział wszystko o naszym życiu, zanim jeszcze przyszliśmy na świat, a więc jednak wybrał dla nas kogoś, wiedział, kto mu kogo 'przyprowadzi'. Więc czy to nie jest tak, że jednak Bóg już od dawna wie, kto będzie towarzyszył nam w życiu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tu wkracza się na strasznie trudny teologicznie temat - jak pogodzić Bożą wszechmoc i wszechwiedzę z ludzką wolnością:) Kiedyś rozmyślaliśmy nad tym problemem z moją grupą na duszpasterstwie i muszę się przyznać, że choć wtedy wydawało mi się, że coś powoli załapałam, to jednak nie jestem w stanie tego teraz wytłumaczyć;) Wiem, że to bardzo skomplikowane i w pewnym stopniu nie do ogarnięcia przez ludzki umysł. Ja to przyjmuję jak najprosciej - Bóg wie wszystko o moim życiu, ale jednocześnie nie jest to w żaden sposób "przeznaczenie" w rozumieniu na przykład kalwińskiej predestynacji.

      A odnośnie samego wątku, do którego komentarze przeglądam z duzą ciekawoscią:) - chciałam podzielić się z Wami tekstem, którego może nie znacie, autorstwa o. Janusza Pydy OP:)
      http://besko.streemo.pl/Community/Blog.aspx?BlogEntryId=65296
      Zniknął niestety jego blog na dominikanie.pl, ale list zachował się na czyimś blogu. I dla mnie wynika z niego, że sedno małżeńskiej miłości buduje się już w małżeństwie, stąd wiemy, że to TEN WŁAŚCIWY, bo to TEN który stanął z nami na ślubnym kobiercu i przysięgliśmy sobie miłość w Bożym sakramencie:)

      Dlatego wierzę, że nie ma małżeństw nie do uratowania (natrafiłyście kiedyś na bardzo budujące świadectwa osób ze wspónoty trudnych małżeństw Sychar?) i analogicznie odnoszę to też do osób rozważajacych odejście z kapłaństwa - skoro Pan Bóg pozwolił na to, by przyje.li sakrament, to teraz poprowadzi ich przez życie w tym skaramencie, nawet jeśli będzie bardzo trudno.

      Pozdrawiam serdecznie:)
      Dominika

      Usuń
    2. Po ludzku patrząc, jeśli znasz kogoś bardzo dobrze, to też jesteś w stanie wyprzedzić czyjeś myśli i też wiesz jak się zachowa w jakichś sytuacjach, a to przecież nie oznacza, że w ten sposób tej osobie coś przeznaczyłaś. Ja to tak widzę. ;)

      Usuń
    3. Może ma dla każdego rozrysowane drzewko decyzyjne z każdą opcją do wyboru i każdą myślą przy tej opcji, stąd go nic nie jest w stanie zaskoczyć hehe :P :D:D

      Usuń
    4. My po prostu usiłujemy "pomieścić" Boga w ludzkim umyśle, a tak się nie da. Dla Boga przestrzeń i czas nie istnieje, bo On sam ją stworzył. Jest ponad tym. Stąd wie, co wybierzemy- i to jest Boża Opatrzność- ale jednocześnie niczego nam nie przeznacza. Myślenie o jakimkolwiek "przeznaczeniu" jest sprzeczne z wiarą, choć faktycznie pojawia się czasem w nauczaniu:P

      Usuń
    5. Kiedyś też bardzo nurtowało mnie, jak to działa, że Bóg daje mi wolną wolę i przecież mogę robić, co chcę, a jednocześnie i tak wie, co się stanie. Jak to możliwe? To chyba coś nie tak jest z tą wolnością... Ile ja o tym rozmyślałam, na wszystkie strony analizowałam, także pod kątem naszej relacji z Karolem - czy to w końcu myśmy się wybrali, czy Bóg nas dla siebie "przeznaczył"...? Ale w pewnym momencie zwyczajnie odpuściłam. Nie da się tego ogarnąć ludzkim rozumem, po prostu się nie da, tak jak pisze Żona. To jest chyba jeden z najbardziej fascynujących paradoksów wiary - Bóg jest tak wielki, że cokolwiek nie zrobimy i tak z góry to wie i wpisuje to w swoją wolę. Brzmi nielogicznie? I co z tego - wolno Mu, w końcu jest Bogiem. :)
      A jeszcze gdzieś słyszałam takie powiedzenie: módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie (to chyba św. Ignacy). :)

      Usuń
    6. Dominiko, ten list jest rewelacyjny! Dzięki za linka! :D
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    7. List jest genialny! :) zwłaszcza fragment o winie i wodzie w stągwiach.

      Usuń
  7. A ja tam wierzę w to, że Bóg pisze dla każdego człowieka pewien "scenariusz". Człowiek wybiera, ale te wybory na pewno są i Bogu znane. A poczucie, że to TEN chyba jest obecne w środku naszego serca, duszy i umysłu:) Tak myślę:) Takie bardziej niezależne od nas:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. HEJ :-)
    Natknęłam się na Wasz blog przypadkowo, i myślę, że będę na niego często zaglądać. Szczególnie teraz, kiedy po wielu zawirowaniach w życiu, zastanawiam się czy małżeństwo jest mi rzeczywiście pisane. Myślę, że będziecie mi bardzo pomocni. Już jesteście! Dodam tylko że jestem świeżo po 30-stce, a co za tym idzie, trochę i zmęczona szukaniem swojego miejsca w życiu. Ale mimo wszystko dalej wierna i oddana Bogu. Nie chcę żyć inaczej. A jeśli w małżeństwie to tylko z męższyzną, który wyznaje podobne wartości. Ciekawe, czy jeszcze takiego gdzieś spotkam.. daję sobie 2 lata, wtedy wybiorę przygotowania do innej drogi, ciekawe tylko co Jezus na to.. ale nie chcę już tak wisieć w powietrzu, to bardzo męczące.. chcę wybrać konkretnie.
    Pozdrawiam Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie.. właśnie doczytałam, że poznaliście się na "przeznaczonych". Tak się składa, że ja jestem tam już od........ 2006 roku... dla mnie to już jakiś znak..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy u nas :) To ciekawe, że sądzisz, że możemy być w czymś pomocni także w Twoim życiu. Tym bardziej zapraszamy częściej. ;) Możemy też zapewnić o modlitewnej pamięci - o rozeznanie woli Bożej i właściwy wybór drogi życiowej dla Ciebie. Zaufaj Panu!
      Pozdrawiamy i wszystkiego dobrego! :)

      Usuń
  10. Do Ady: pomocne, bo od razu czytając Ciebie znalazłam podstawową różnicę w Twojej i mojej relacji z Bogiem. A mianowicie fakt, że dużo mniej się modlę niż Ty, a lepiej powiedziane będzie - mniej rozmawiam z Bogiem niż Ty. Zawsze miałam z tym problem, mimo, że tak na prawdę jest mi bliski, ale brakuje takiej większej ufności jaką właśnie Ty masz. I to mnie bardzo uderzyło dzisiaj, mimo, że od dawna wiem, że powinnam to zmienić, (już swoją drogą że jakoś nie bardzo mi to wychodzi do dzisiaj, bo i w relacjach z ludźmi brakuje mi ufności, ale to broblem w osobowości myślę).
    Chodzi mi o fakt, że dzisiaj właśnie tak mnie to dotknęło jak nigdy dotąd. Twoja ufność Jemu jest niesamowita!

    Poza tym nie wiem czy o takich rzeczach mogę tutaj w tym temacie pisać, a jeśli nie to gdzie ewentualnie? I jak się podpisać? Jaki profil muszę wybrać?

    Ps. Ciepło w sercu się jakoś robi, kiedy tu jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, bardzo cieszą Twoje słowa, że dobrze się tutaj u nas czujesz, że to miejsce jakoś inspiruje, dotyka... :)
      Jeśli nie chcesz pisać o czymś publicznie tutaj, możesz napisać do nas prywatną wiadomość - po prawej stronie jest formularz kontaktowy, w którym wystarczy wpisać mail i podpisać się jakkolwiek. Jeżeli potrzebujesz rozmowy, choćby wirtualnej, pisz śmiało. Może nie pomogę, ale na pewno przeczytam i służę wsparciem modlitewnym. :)

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...