... bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje (Hbr 12,5).
Takimi słowami zaczął się ten tydzień podczas niedzielnej Liturgii Słowa - zauważył wczoraj słusznie Narzeczony. Tego, co się dzieje w ostatnich dniach, nie można w dosłownym sensie nazwać karą Boską. Bóg jest Miłością miłosierną, nie karze. Ale dopuszcza pewne doświadczenia, by... No właśnie nie do końca wiem po co. Pewnie po to, byśmy się czegoś nauczyli, dojrzewali, rozwijali się, pogłębiali swoją wiarę i miłość... Po prostu takie jest życie. Trzeba się mierzyć z różnymi wyzwaniami, to jest jeden z wymiarów naszego człowieczeństwa.
Nieprzewidziane dosyć spore wydatki - to raz. Zawirowania mieszkaniowe Narzeczonego, przez które znów odezwała się tęsknota i krótka, króciuteńka pokusa pt. "szkoda, że jeszcze nie mieszkamy razem, to byśmy już razem czegoś szukali, a nie znów z kimś obcym..." - to dwa. Konflikt interesów w mojej pracy, który zaczyna przybierać formę manipulacji pełnej nacisków, łącznie z wywieraniem presji, wpędzaniem w poczucie winy, obrażaniem się i scenami pełnymi łez itd. - to trzy. I jeszcze przygotowania do wyjazdu, to już za niecały miesiąc, a my wciąż nie wiemy prawie nic na pewno... A w tak zwanym "międzyczasie" chcielibyśmy już na 100% zdecydować co do daty ślubu w konkretnym kościele i miejsca na przyjęcie weselne, które trzeba już rezerwować. Wiąże się z tym wpłacenie dość sporego zadatku - wpłacimy i nie będziemy mieć praktycznie żadnych innych środków na wesele, a dodatkowo wisi w powietrzu wizja pokaźnego długu w najbliższych miesiącach... Słowem: Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne...
Potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana. Czyńcie proste ślady nogami waszymi...
I tego się trzymajmy.
Miej miłosierdzie dla nas i całego świata...
Jak się ufa, że będzie dobrze, to nagle w pewnym momencie i pieniądze z nieba spadają i ludzie mądrzeją;) i wszystko nagle się samo wyjaśnia. Czasem trzeba rewolucji w życiu, żeby się nie zasiedzieć.:)
OdpowiedzUsuńNarzeczony powiedział dokładnie to samo - może to i dobrze, "żeby się nie zasiedzieć". :)
UsuńStraciłam wiarę bardzo dawno temu i chociaż staram się wrócić do tego co było przed to ciągle nie mogę. Kiedyś często pytałam Boga dlaczego ja? Dlaczego właśnie mi ciągle podaje ten gorzki kielich i chyba kiedy z żadnej strony nie znalazłam odpowiedzi postanowiłam odejść. Dziś nic już nie czuję siedząc na niedzielnej mszy w kościele te ciągle doświadczenia mnie wypalily
OdpowiedzUsuńWitaj Jessie,
Usuń"Dlaczego ja?" czy też ogólne "dlaczego?" są pytaniami, na które niejednokrotnie bezskutecznie szukamy odpowiedzi. Ja również niekiedy zadaję te pytania, np. o sens mojej samotności, dość długiego - jak dla mnie - czekania na miłość. Bywa i tak, że dopiero po bardzo długim czasie zauważamy sens pewnych wydarzeń w naszym życiu. Co więc nam pozostaje? Zaufać. Zawierzyć. Mimo wszystko. Pomimo, iż nie rozumiemy. Pomimo, iż jest tak bardzo ciężko. Pomimo, iż wydaje nam się, że nie damy już rady. Wiem, że łatwo się pisze, a trudniej wykonać. Naprawdę to wiem. Zwłaszcza, gdy człowiek czuje się przegrany. A tak nie jest - to kłamstwo szatana, który cieszy się, gdy tak o sobie myślimy.
Nie chcę tu się wymądrzać, sama z siebie niewiele mogę powiedzieć. Stąd też dzielę się tym:
http://www.katolik.pl/bog-cie----no-wiesz,23649,416,cz.html?s=1
oraz
http://paulus.org.pl/nowosc,881.html
Pozdrawiam z modlitwą
Miletta
Jest pewna modlitwa mająca dodawać ludziom siły, gdy są w sytuacji,
Usuńktórej nie mogą zaakceptować. Siła tej modlitwy bierze się z wejrzenia
w naturę ludzką... Prosimy Boga by dał nam wewnętrzny spokój by
przyjąć rzeczy, których nie potrafimy zmienić... Bo tak wielu z nas
nie zgadza się z losem, jaki nam dano... Odwagę, by zmienić rzeczy,
które możemy... Bo tak wielu z nas tchórzliwie obawia się bronić tego,
co właściwe... I mądrość, byśmy mogli rozróżnić jedne od drugich. Bo
tak wielu z nas, poddaje się zwątpieniu... gdy stanie przed
niemożliwym wyborem. Dobra wiadomość dla tych, którzy głoszą te słowa,
jest taka, że Bóg cię usłyszy i odpowie na twoje modlitwy. Zła jest
taka, że czasem ta odpowiedź brzmi - nie.
Nie otrzymałaś od Boga odpowiedzi na pytania o sens ciężkich życiowych doświadczeń, nie czułaś też Jego pomocy - dobrze zrozumiałam?
UsuńJest to trudny temat i mi samej ciężko znaleźć odpowiedź.
Z jednej strony jeden ze świętych dał każdemu z nas radę: „Módl się i ufaj tak, jakby wszystko zależało wyłącznie od Boga - ale jednocześnie pracuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie!", z drugiej zaś - są w naszym życiu momenty, że wydaje nam się, jakoby Bóg na nasze modlitwy nie odpowiadał w ogóle.
I w tym miejscu posłużę się cytatem z książki "Rut Moabitka. Krewna Boga" (autor: Bp Grzegorz Ryś): "[...] wszyscy mamy w życiu takie sytuacje, kiedy nam się wydaje, że Bóg milczy, choć mamy pilną potrzebę, o której mówimy Mu na wiele sposobów. To, że On milczy, może rodzić w nas bunt. Na pewno może też jeszcze pogłębiać cierpienie: >>Nie dość, że mam problem, i to taki problem, który we mnie krzyczy, to jeszcze On milczy, w ogóle się nie odzywa. Mam poczucie, że jestem Mu obojętny<<. Bardzo pięknie pisze o tym Benedykt XVI w >>Verbum Domini<<: >>Jeśli w naszym życiu są momenty, kiedy Bóg milczy, to znaczy, że On nas wzywa, abyśmy przemyśleli słowa, które powiedział do nas kiedyś wcześniej<< [i tu odnośnik: >>Milczenie Boga jest przedłużeniem Jego poprzednich słów<< (VD 21)]. Widocznie jest w nas słowo (przynajmniej powinno być, bo Bóg je powiedział), któregośmy jeszcze nie >>zjedli<<, nie >>przetrawili<<. My krzyczymy do Boga o odpowiedź, a odpowiedź jest w nas, bo już ją otrzymaliśmy, nawet wiele razy, ale nigdy jej nie przetrawiliśmy. Bóg milczy, we mnie wszystko krzyczy... I mam do wyboru: albo próbuję poszukać w sobie słowa, które już od Boga dostałem, i w nie wejść, albo się zbuntuję i powiem: >>Milczy, ma mnie w nosie, to ja też mam Go w nosie<<".
Więcej na ten temat znaleźć można tutaj: http://gosc.pl/doc/1492343.Glod-Slowa
Tak bo im bardziej się modliłam i bardziej ufalam Bogu sytuacja się pogarszala chociaż że swojej strony też dawalam dużo
UsuńJak czasem problem wydaje się nie do pokonania to sobie myślę, że za kilka lat nawet nie będę o nim pamiętac. Bo czy jest problem który się nie rozwiązał? Każdy się jakoś rozwiązuje. Głowa do góry, pierś do przodu i bierzcie te problemy na huuraaa!
OdpowiedzUsuńKiedyś, kiedyś w radiu słuchaliśmy takiej audycji, chyba z psychologiem, albo jakimś coachem. Nie pamiętam. Powiedział wtedy, że często, gdy się czymś zamartwia, zadaje sobie pytanie: "jakie to będzie miało znaczenie za 5 lat?". Są rzeczy, decyzje, problemy, które będą miały ogromny wpływ na to, co będzie za kilka lat (np. rozwód, drastyczna zmiana miejsca zamieszkania itp.), ale rzeczywiście większość kłopotów to tylko chwilowe trudności, o których za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał. Dzięki Twojemu komentarzowi przypomniałam sobie o tamtych słowach - chyba warto do tego powrócić.
UsuńPozdrawiam. :)
Nie wiem jak Wy, ale gdy ostatnimi miesiącami bardzo często wiele problemów spadało mi na głowę, borykałam się z samotnością, niezrozumieniem i innymi rzeczami, wtedy modliłam się. A po chwili przychodziła mi taka myśl, że Bóg mnie wyróżnia, że zauważył mnie i dlatego mnie doświadcza. Zobaczyłam dobrą stronę tego cierpienia. Pewnie rozwiązywał po "cichu" te moje niektóre problemy, bo może nie zawsze widziałam zmianę, i zapewne do dzisiaj stara się mi pomóc. Wam też:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, jakoś mocniej, wyraźniej odczuwamy Bożą obecność w takich sytuacjach. Już widzimy, jak działa łaska Boża - powoli, powoli, ale do przodu, coś zaczyna się wyjaśniać. Jesteśmy dobrej myśli i wiemy, że Pan Bóg się o nas zatroszczy. :)
Usuń